Historia i Sukcesy

Zawody na orientację były nieodłącznym elementem zbiórek harcerskich działających w Szkole Podstawowej nr 158 drużyn harcerskich. Odbywały się one w okolicach szkoły, podczas biwaków i obozów harcerskich, a zimą na sali gimnastycznej. Z czasem zaczeliśmy brać udział w imprezach organizowanych przez PTTK, głównie przez panów Wacława Polcera i Henryka Buchelta, hufiec Łódź-Górna, a później także w zawodach popularnych pana Czesława Bolanowskiego. Pojawiały się pierwsze sukcesy także w sportowych imprezach, w których biegało się indywidualnie, Medal z Mistrzostw Łodzi wywalczone, np. W Grotnikach, były powodem do wielkiej dumy, choć rywali na starcie stawała zwykle garstka.Nas także było niewielu, ale zainteresowanych z roku na rok przybywało, W 1997 roku okazało się, że nasi koledzy ze Zgierza i Pabianic nie reprezentują na zawodach swoich szkół, tylko uczniowskie kluby : Włókniarz i Azymut. Niestrudzony pan Wacław Polcer, który do tego się przyczynił, zaczął namawiać do założenia klubu również nas, Małgorzatę Paszyńską i Krzysztofa Lewandowskiego. Nie od razu się zdecydowaliśmy. Perspektywa tworzenia statutu i innych dokumentów, zebrań, sprawozdań, odstraszała skutecznie. Dopiero argument otrzymania na własność sprzętu do organizacji zawodów z Polskiego Związku Biegu na Orientację (obecnie Polski Związek Orientacji Sportowej), a przede wszystkim deklaracja pani Paszyńskiej: „Ja się tym zajmę”, była momentem przełomowym. I udało się!

Jesienią 1997 roku nie bez trudu, zebraliśmy podpisy 30 dorosłych osób na dokumencie załozycielskim, a 31 marca 1998 roku otrzymaliśmy decyzję o wpisie do ewidencji uczniowskich klubów sportowych Wojewody Łódzkiego. UKS Orientuś stał się faktem.

Łódź Orientuś

Skąd nazwa? Miała ona oczywiście sugerować związek z orientowaniem się, ale też wyraźnie wskazywać, że jest to dla nas tylko zabawa…Po latach, gdy nasi zawodnicy stawali na podium Mistrzostw Polski, uśmiechaliśmy się do siebie mysląc, jak bardzo życie zweryfikowało nasze plany. Marzyliśmy bowiem tylko o możliwości wyjazdów na zawody do Zgierza, Pabianic czy Tuszyna i organizacji zawodów w Lesie Łagiewnickiem. I to się udawało, choć wyjazd do Załęcza był już dla nas wielkim wyzwaniem, a przygotowanie “Orientuj się i licz” dla 712 osób w dwie osoby ciężka próbą charakteru. Byliśmy jednak pełni zapału i entuzjazmu, bo widzieliśmy radość dzieciaków i powiększające się grono zainteresowanych orientacją w terenie.

Dzięki środkom finansowym, które pojawiły się z Łódzkiej Federacji Sportu, nasze wspólne wyjazdy z Azymutem i Włókniarzem stawały się coraz częstsze i dalsze, i już wkrótce okazało się, że nasze dzieci nie ustępują tym z profesjonalnych klubów sportowych. Choć długo jeszcze drżały nam łydki na widok dederonów zawodników ze Sląska Wrocław, Floty Gdynia, Wawelu Kraków czy Gwardii Warszawa, to z każdym wyjazdem mniej, bo zwłaszcza nasze dziewczyny nawiązywały z nimi walkę i zaczęły zdobywać medale Pucharu Najmłodszych. Bez treningów, obozów i opieki doświadczonych trenerów, stawaliśmy się zauważalni w polskie orientacji sportowej. Kiedy pojawiły sie pierwsze dotacje z Urzędu Miasta na szkolenie za osiągnięte wyniki (dziś starczyłyby może na jeden wyjazd na trzydniowe zawody), mogliśmy zamówić klubowe koszulki, a później dresy.

Udział w obozach “Sportowe Wakacje”, dofinansowywanych przez Ministerwstwo Sportu i Turystyki, był naszym pierwszym zetknięciem z profesjonalnymi treningami i trenerami biegu na orientację. Zwłaszcza te przygotowywane przez Joannę Sobczyńską (dziś Wysocką) i Marcina Szczygieła obozy w Srebrnej Górze były dla nas cennymi lekcjami trenerskiego warsztatu, a dla młodziezy okazją do podniesienia umiejętności i integracji.

Działalność promocyjna Gosi w Szkole Podstawowej 34 doprowadziła do tego, że na zawody zabieraliśmy, po paru latach istnienia klubu, pełne autokary młodzieży. My dwoje i wspierający nas coraz bardziej “Dzidek” Józef Paszyński (mąż Małgorzaty Paszyńskiej), nie byliśmy jednak w stanie zapewnić im wystarczającej opieki trenerskiej. Bywało, że na całe szkolenie przed startem musiało wystarczyć pokazanie jak używać kompasu. Wielu początkujących było rzucanych na naprawdę głęboką wodę. Systematyczny udział w zawodach szybko jednak procentował. Sukcesów było coraz więcej i chętnych do treningów także. Niestety, nasze obowiązki zawodowe nie pozwalały nas zapewnić podopiecznym czegośc więcej niż dwa treningi tygodniowo i organizację wyjazdu na zawody, na których spędzaliśmy prawie wszystkie weekendy od kwietnia do października. Radość z odnoszonych sukcesów i satysfakcja z rosnącego grona dorastających Orientusiów, coraz bardziej pomagających w organizacji zawodów, przysłoniła świadomość, że…my więcej już nie jesteśmy z siebie dać. Rozwój klubu przekroczył już nie tylko nasze marzenia ale i…możliwości! Doszlismy do ściany! I wtedy pojawili się Piotr Paszyński i Jacek Olas, którzy swoim doświadczeniem, zapałem i umiejętnościami przenieśli klub na zupełnie inny poziom. Profesjonalne treningi z juniorami, którzy wcześniej zdani byłi głównie na siebie, organizacja sportowych zawodów na wysokim poziomie, obozy klubowe, wyjazdy na zawody zagraniczne sprawiły, że zgromadzony przy lata potencjał eksplodował sukcesami także międzynarodowymi, a najmłodsi dostali znakomity przykład do naśladowania. W klubie pojawił się też młody człowiek, który, choć nie wyróżniał się nadzwyczajnymi wynikami, bardziej niż inni angażował się w sprawy Orientusia i wrkótce stał się jego liderem, a od 2011 roku – prezesem. Łukasz Charuba, potrafiąc znależc w Orientusiach przydatne umiejętności, przeniósł swoją pracą w zapałem klub w jeszcze inny wymiar, zwłaszcza organizacyjny. My: Małgorzata Paszyńska i Krzysztof Lewandowski patrzymy na to z nieukrywana dumą i satysfakcją, a dziękując Wam wszystkim ze wspólnie przeżyte lata namawiamy: miejcie marzenia, bo mogą się spełnić i to bardziej niż się spodziewaliście!